Sztuka wstawania po szpagacie – o spektaklu „Dance N’Speak Easy” kompanii Wanted Posse

Published: 19.02.2023

BACK

Przedstawienie francuskiej kompanii Wanted Posse to jeden z najlepszych spektakli awiniońskiego festiwalu. Hiphopowa, nowoczesna w formie podróż w czasie do lat 30. XX wieku – ukazanych jako epoka wielkiego kryzysu i prohibicji oraz rozkwitu gangsterskich imperiów, wyznaczających prawdziwą mapę podziału Ameryki – podbiła serca francuskich widzów w 2018 roku. A potem… była pandemia i wizytę znakomitych tancerzy/aktorów w Krakowie trzeba było znowu przesunąć w czasie w bliżej nieokreśloną przyszłość, która właśnie nadeszła. Fabuła spektaklu jest umowna i nie należy się zbytnio przywiązywać do jej chronologicznego ciągu, gdyż złożona jest ze scenek, które swobodnie można sobie układać w rodzaj impresjonistycznego kolażu obrazów. Oczywiście są one ze sobą silnie połączone za pomocą miejsca (podejrzana speluna), aktorów (pięciu miejscowych łobuzów plus gwiazda kabaretu, przeistaczająca się w łobuziarę) oraz oczywiście epoki, w której cała ta opowieść się toczy.

Jeśli jesteśmy przy gwieździe kabaretu (Jessie Perot) to warto zauważyć, że jest ona jedyną postacią kobiecą w całym spektaklu, i niesie za sobą odrębną, interesującą narrację. Otóż Perot pojawia się najpierw na scenie w pięknej, połyskującej, złocistej sukni, dyskretnie wprowadzając aluzję do Złotej Ery Hollywood (1927-49). Królował wówczas wizerunek kobiet lansowany przez gwiazdy filmowe w typie Grety Garbo czy Rity Hayworth, prezentujący je jako posągowe, niedostępne wampy, roztaczające zabójczy boski czar, który sprawiał, że mężczyźni leżeli pokotem u ich stóp. Choreograf Njagui Hagbe w swoim spektaklu świetnie się tym obrazem kobiety (wymyślonym przecież przez mężczyzn) bawi, każąc najpierw Perot uwodzić gości spelunki, a następnie występować w naprędce skleconym ze stolika i mikrofonu kabarecie. Warto w tym momencie zwrócić uwagę na ruchy ciała Jessie Perot: są wprawdzie oparte na vogueingu (pamiętacie teledysk „Vogue” Madonny), ale jakby nieco przerysowane. Pojawia się wrażenie, że aktorka się męczy zarówno strojem, jak i odgrywaną – sztucznie jej narzuconą – rolą. Na szczęście teatr ten nie trwa długo, chwilę po występie kabaretowym, Jessie Perot znika, żeby powrócić jako chłopczyca, ubrana podobnie do swoich adoratorów i zachowująca się z równą swobodą i dezynwolturą. I nieoczekiwanie mamy piękną opowieść o emancypacji, znakomicie zainscenizowaną przy pomocy kostiumu, make up-u (rozpuszczone piękne włosy aktorki) oraz choreografii, bo nowa Jessie dorównuje swoim hip hopem reszcie kolegów, którzy przestają ją wreszcie traktować jako obiekt marzeń i erotycznych snów.

Gdy przyjrzeć się bliżej temu wątkowi, wynika z niego coś jeszcze. Przemiana „męskiego marzenia” w prawdziwą, samoświadomą i wolną kobietę następuje bezpośrednio po wykonaniu piosenki, może więc sztuka to całkiem dobre narzędzie do odkrycia prawdy o sobie. Wystarczy bowiem popatrzeć na siebie z zewnątrz, przez pryzmat czyichś myśli, słów i działań, żeby zastanowić się przez chwilę, czy to, w jaki sposób funkcjonuję w świecie, naprawdę mi się podoba, czy mam na to wpływ i czy czasem nie chcę tego zmienić. „Dance N’ Speak Easy” – „Tańcz i mów łatwo”! Łatwo powiedzieć, prawda? Nieważne zresztą, czy myśl ta została przez twórców umieszczona w spektaklu świadomie czy też nie, ważne, że z tak znakomitego przedstawienia łatwo (?) ją sobie odczytać.

Oczywiście panowie zgromadzeni w butelkowej spelunie (wysmakowana scenografia Dominique Mabileau zbudowana jest głównie z butelek, które są również ulubionym rekwizytem) chętnie ze sobą obcują na różne, dobre i złe sposoby: piją ze sobą, konkurują w piciu i o kobietę, popisują się, gadają, mają wizje, wreszcie potrafią się nieźle poturbować. Ot, zwykły, niczym się niewyróżniający męski świat. Z oceanu slapstickowych spojrzeń, gestów, działań, scenek zapamiętałem na przykład moment, gdy jeden z mężczyzn próbuje wstać samodzielnie po wykonanym wcześniej szpagacie. Prosi o pomoc, ale oczywiście nikt mu nie pomaga. Wykonuje więc brawurową, cyrkową wręcz etiudę połączenia w jedno obu swoich „klaunowatych” nóg. A gdy mu się udaje, publiczność nagradza go feerią zasłużonych braw. Obraz ten wydaje się znakomitą metaforą rozwiązań formalnych przedstawienia, w którym choreograf Njagui Hagbe wraz z reżyserem Philippe Lafeuillem próbują dokładnie tego samego: podnieść z podłogi spektakl, którego różne formalne nogi (więcej niż dwie) na początku tkwią w głębokim artystycznym szpagacie. Mija godzina i okazuje się, że ta karkołomna sztuka w pełni się udaje: hip hop, James Brown, kabaret, Miles Davis, lata 30. w Ameryce i wiele, wiele jeszcze „nóg” tego „potwora” nagle w cudowny sposób podnosi się z podłogi. „Potwór” zaś okazuje się piękną, “wielomackową” ludzką ośmiornicą, której spojrzenie odbija nasze poobijane losy. Bijemy brawo na stojąco, może dlatego, że gdzieś w głębi ducha wiemy, jak trudno jest wstać, gdy nogi ciągle się rozjeżdżają, i jaką przyjemność daje nam świadomość, że udało się coś, co nie miało prawa się udać! Brawo!

Szanowni Państwo,

Międzynarodowy Festiwal Materia Prima to przede wszystkim festiwal teatru formy, a więc sztuki, która w świadomy i celowy sposób opowiada o świecie i człowieku za pomocą wymyślonego języka, nie wstydząc się jego programowej wręcz sztuczności, nie tylko się zresztą nie wstydząc, ale wprost się ową sztucznością chełpiąc. W definicji teatru formy mieszczą się m.in.: teatr cieni, lalek czy cyrk ze swoją współczesną odmianą – nowym cyrkiem, do tego – teatr tańca, iluzji, akrobatyka oraz teatr muzyczny z większością swoich podgatunków. Nie możemy też zapominać o mediach, których teatr formy używa do kreowania specyficznych przestrzeni w videoprojekcjach, fonosferach czy „teatrze światła”. Z tego wszystkiego wyłania się sztuka, od której jako widz oczekuję dwóch najważniejszych rzeczy: żeby było o czymś i żeby było pięknie, bo profesjonalnie być musi i to na najwyższym poziomie. Sądząc po poprzednich edycjach i legendzie większości zaproszonych Gości – na Materii Primie 2023 tak właśnie będzie. Dyrekcji Festiwalu serdecznie dziękuję za zaproszenie i zaufanie, gdyż podobnie jak cztery lata temu, chciałbym zaprosić Państwa w podróż po festiwalowych wydarzeniach, ubraną w formę – a jakże! – festiwalowego dziennika. Zapraszam!

 

Tomasz Domagała

domagalasiekultury.pl

 

Zdjęcia A. Kaczmarz

BACK